Niedziela. Wszystko zwolniło. Nie zwracam uwagi co za oknem. W środku też nic interesującego. Google irracjonalnością trafień doprowadza do skrajnych emocji. Naraz niespodzianka. Otwiera się okienko. Coś tam ładuje, i jeszcze trochę, bo musi z obowiązku podenerwować. Pojawia się obraz, muzyka jak pstryczek w ucho, w kąciku logo. Internetowa Wołomin TV nas wita. A z nią Ibisz na kanapie skulony.
Przecieram oczy. Nie, pomyłka. To Maciej, trzyma mikrofon jak wiewiórka orzeszka. Dalej szybkie cięcia, profesjonalizm aż tryska. Dynamika, brzmienia, wszystko na swoim miejscu, nic w oczy nie kłuje. Aż chce się przyklasnąć. Jakość! Jakość po ilości idzie.
Dużo w mieście mediów, a większość zniechęca. Sterty gazet, telewizje, radia, ferie barw, reklamy, oko szaleje, zmysły od siebie odchodzą. Czy starczy miasta by zapełnić te strony? Wszystko w papkę się zmienia. Mówię stop, radio na off, a gazety do pieca. Gdyby był.
Trzeba łapać słońce. Poszliśmy na pasaż. Przy Kościelnej zaniedbane rabatki. Konkubina kuca, wstaje, pstryka zdjęcia, szuka resztek kwiatów. Znalazła cud prawdziwy. Z chwastów, petów, róża się wychyla. Nie gorzej niż ziele na kraterze. Jeśli ona może, to i każdy.
Po chodniku dzieci śmigają na rowerach, hulajnogach. W wesołym miasteczku muzyka. Przy karuzelach mało ludzi. Atmosfera klapnięta. Dzieciaki piszczą, skaczą, rodzice szybko się nudzą i przydreptują. Mi też nogi chodzą, w tę drugą stronę. Konkubina ciągnie dalej, na Moniuszki. Tam kiedyś mieszkałam, tłumaczy. Ciekawa ulica ale dziwna, duchowi miasta oddana. Nowa myjnia błyszczy w promieniach, za nią chata z drewna się skrada. Robimy kółko, przez plac kawałek. Ludzie siedzą dookoła, patrzą w coś na środek. Spojrzenia bez oparcia lecą w dal, wpadają na siebie, potrącają, zawstydzają. Nie sposób przejść bez wzroku na plecach. Obrys kawiarni jak cień w Hiroszimie. Fontanny spluwają wulgarnie.
Dalej budynek w wiecznej budowie. Na ścianie, za rusztowaniem, nowy rysunek. Przeżegnałem się w myślach. Wypisz wymaluj jak pomnik ruchu robotniczego. Ten z Budapesztu. Dłonie, glob, tylko nie te proporcje. Zobaczymy co dalej zmalują. Wracajmy.
Odwiedzamy ponownie różę i nie mogę się nadziwić. Że nie zrobili z nią jeszcze wywiadu.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz