Rakowiecka, Myśliwiecka, te nazwy są nijakie. Obojętny jest mrówkowiec na Lizbońskiej czy ulice, którymi biegali powstańcy. Brakuje tego we mnie w środku, chociaż pustki nie czuję. Mam swoją hutę, swoje działki, czołg przy drodze i domek letniskowy pisarki. Z nich składa się dusza, a tylko czasem, gdy spowszednieją, uciekać chcę do wielkiej stolicy. Pooglądać mury ciężko osiadłe, jakby zmęczone po obiedzie i szare. Czasem zachwycę się przy MDMie (chociaż socrealizm nie jest dziś w modzie), nierzadko zadziwi mnie pałac kultury, reklamy zniesmaczą, ludzie przyduszą i już chcę wsiadać, wracać jak najszybciej. Odetchnąć w domu, na ulicy, obok znajomego sklepu, przy którym w dzieciństwie starłem kolano, a do teraz została blizna.
Dziś było jak zawsze. Niewiele się zmienia. Wstaję zmęczony, bolą oczy, a woda nic nie pomaga. Długo czekam aż konkubina się zbudzi. Najpierw siedzę przy komputerze, później wchodzę do niej pod kołdrę. Jak do ciepłego pokoju.
Idziemy po zakupy, trochę się chmurzy ale słońce praży mocno. Pasaż tonie w odblaskach, ludzie w tę, w tamtą psy i dzieci prowadzą. Świeżo posadzone irysy zwiędły w rabatkach. Nawet w gazecie urzędu o nich pisali, że tak ładnie będzie. A fiolet nie lubi mediów, posmutniał i zszarzał. W sklepach promocje, siedem bułek proszę, na każdej po dziesięć groszy upustu-rozpustu. Przed drugą piekarnią manekin kuchcika w białym czepku rusza się mechanicznie i ludzi zachęca. Konkurencja na całego. Babcia z zieleniną podchwyciła temat, siedzi na składanym krzesełku obok, z twarzą pomarszczonego niewiniątka. Ludzie się schodzą patrzeć na dziwo, ktoś robi zdjęcie. Jak na okolicę - rewolucja.
Dzisiaj były niewielkie zakupy. Do kajzerek jedno jajko i chyba ziemniaki w warzywniaku. Szukaliśmy też wałka. Co sklep to złotówka w którąś stronę. Jutro czeka nas chrzest z pierogów. Pewnie nie wyjdą i będziemy chodzić głodni ale jestem pozytywnie nastawiony.
Po obiedzie, chwila snu, męcząca książka oraz internet. Coś o prezenterce telewizyjnej, marihuanie, trochę nudów i nudów więcej. Miałem pisać ale oczy nie przestały od rana boleć. Może jak się wyśpię blog i cała reszta znormalnieją. To moje marzenie na jutro.
Po obiedzie, chwila snu, męcząca książka oraz internet. Coś o prezenterce telewizyjnej, marihuanie, trochę nudów i nudów więcej. Miałem pisać ale oczy nie przestały od rana boleć. Może jak się wyśpię blog i cała reszta znormalnieją. To moje marzenie na jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz